Dziś, o 22.45, był nalot na Leningrad, słyszałam, jak wyją bomby – było to okropne, wręcz przerażające. Przez całe dwie godziny alarmu przeciwlotniczego trzęsły mi się nogi, momentami zamierało serce, choć na zewnątrz wydawałam się spokojna. Świadomie nie bałam się niczego, a jednak nogi drżały, brr...
Po zakończeniu alarmu (bomby spadały z paraliżującym śmiertelnym wyciem!) zadzwoniłam do Domu Radia, Jura rozmawiał ze mną... uprzejmie.
Chcę zdążyć. Daj mi, Boże, jeszcze tę jedną radość – prawdziwą i przewyższającą każdy inny triumf, pozwól mi zobaczyć go spragnionego mnie, w szaleństwie i szczęściu. O tak niewiele Cię proszę, zanim nadejdzie wyjąca śmierć. Nie proszę Cię o Kolę, dlatego że zginiemy razem – ja w bramie, on na dachu. Przecież nie kryjemy się w schronach, kiedy wyją bomby. [...]
Wiem, że Jura jest kaprysem, moją samoobroną, odwróceniem uwagi, tylko tyle.
Leningrad, 8–9 września
Oblężone, wybór i oprac. Agnieszka Knyt, tłumaczenie z rosyjskiego: Agnieszka Knyt, Ośrodek KARTA, Warszawa 2011.
Za kwadrans dziewiąta, zaraz przylecą Niemcy. Mimo że mija już piąty dzień bombardowań, nie mogę się uwolnić od nieustannego, namacalnego wręcz uczucia strachu. Serce mi staje, nogi drżą, ręce lodowacieją. To nie tylko przerażające, ale tak poniża.[…]
Zdaję sobie przecież sprawę – jestem przygotowana na koniec. Bomba już we mnie zaczęła tykać. Nie, nie − jakże to tak? Jak można obrzucać bezbronnych ludzi eks¬plodującym żelastwem, które na domiar złego najpierw wyje, żeby każdy myślał: „Uderzy we mnie” – i umierał zawczasu. Umarłeś − a bomba spadła obok. Ale za chwilę znów zaczyna wyć i znów umierasz, i znów łapiesz oddech − zmartwychwstajesz, by umierać na nowo. Ile razy jeszcze? Proszę, zabijcie mnie, ale nie straszcie, nie wolno wam straszyć mnie tym przeklętym wyciem, nie szydźcie ze mnie. Zabijcie po cichu! Zabijcie od razu, a nie po troszeczku, co parę godzin... Boże mój!
Dzisiaj o wpół do dziesiątej, kiedy zaczynałam pisać, znów przylecieli Niemcy. Walili gdzieś bardzo daleko. Kładę się spać – a oni, być może, będą za godzinę? Za dziesięć minut? Nie odczepią się ode mnie. A przecież te naloty to nie wszystko! Najwyraźniej szykują coś straszniejszego. Są blisko. Dziś na Palewskim pocisk spadł na kamienicę naprzeciwko naszego domu, było wiele ofiar.
Czuję, jak coś we mnie powoli umiera. Gdy w końcu umrze zupełnie − pewnie całkiem przestanę się bać. Jednak trzymam się. Dziś rano pisałam i powstał dobry wiersz, podczas gdy trwał alarm, ostrzał artyleryjski, bomby spadały gdzieś niedaleko... Przecież to nie jest normalne! Powinnam skryć się głęboko, łkać jak dziecko, błagać o litość. Najlepiej byłoby uśmiercić samą siebie. Ponieważ wszystko wokół okryte jest hańbą, „życie to ból, życie to strach, dlatego właśnie człowiek jest nie-szczęśliwy...”. Hańba nas wszystkich i każdego z osobna. Na przedmieściach robotniczych nie ma gdzie się schować przed bombami, nie ma dokąd uciec. Nazywa się to: „jesteśmy przygoto¬wani do wojny”.
Swołocz, awanturnicy, bezlitosne dranie!
Leningrad, 12 września
Oblężone, wybór i oprac. Agnieszka Knyt, tłumaczenie z rosyjskiego: Agnieszka Knyt, Ośrodek KARTA, Warszawa 2011.
Dziś przez cały dzień trwał ostrzał artyleryjski, nawet teraz gdzieś walą, ale wygląda to na naszych. O wpół do siódmej, kiedy siedziałam w rajkomie, w Pałac Pionierów trafił pocisk i odłamek wpadł do naszego pokoju, tłukąc szyby. [...] Bomby spadły też na plac Nachimsona, to parę domów od nas.
Wczoraj nocowała u mnie Lusia, po tym jak w kamienicę naprzeciwko mojego rodzinnego domu trafił pocisk i wyleciały w nim szyby. W tym domu się urodziłam, mieszkałam do dwudziestego roku życia, tu był Borys, tu urodziła się Irka. Teraz w niego strzelają.
I jakże tu uwolnić się od poczucia agonii? Umiera wszystko, co istniało dotąd, a przyszłość nie istnieje. Wokoło śmierć. Głośna i wyjąca...
Leningrad, 13 września
Oblężone, wybór i oprac. Agnieszka Knyt, tłumaczenie z rosyjskiego: Agnieszka Knyt, Ośrodek KARTA, Warszawa 2011.
Dziewiętnastego o 15.40 było jak dotąd najsilniejsze bombardowanie miasta. Byłam akurat w TASS-ie, kiedy w sąsiednią kamienicę łupnęła wielka bomba. Szyby w oknach wyleciały i przez dziury wdarły się do pokoju gęste, zielonożółte kłęby dymu. Nie wystraszyłam się wtedy zbytnio. Po pierwsze – byłam absolutnie pewna, że siedzę w bezpiecznym miejscu i we mnie nic nie może trafić, a po drugie – nie zdążyłam się przestraszyć, bo bomba uderzyła nagle. Najgorsze w śmierci jest oczekiwanie; spodziewanie się jej i strach. Bo jeśli dosięgnie cię bez ostrzeżenia – czegóż się bać? Jednak do tej pory rozmyślam, dlaczego bomba spadła właśnie na dom pod numerem dwanaście, mogła przecież trafić parę metrów dalej, w kamienicę pod czternastym, gdzie byłam ja... To znaczy, że mimo wszystko może dosięgnąć i mnie? To znaczy, że nic mnie przed tym nie uchroni? Niemożliwe!
Zaszłam do [Anny] Achmatowej [poetki], mieszka w suterenie po dozorcy (zginął od pocisku artyleryjskiego na ulicy Żelabowa), w najciemniejszym kątku przedpokoju, mrocznym jak u Dostojewskiego. Na rzuconych niedbale deskach − materacyk, a na jego skraju − zawinięta w chusty, z zapadniętymi oczami − Anna Achmatowa, „muza płaczu”, chluba poezji rosyjskiej − wyjątkowa, wielka Poetka. Jest skrajnie wycieńczona, chora, wystraszona.
A towarzysz Szumiłow siedzi w specjalnym, wygodnym schronie przeciwlotniczym w Smolnym i zajmuje się, nawet teraz, w tak tragicznym momencie, mordowaniem żywego, niezbędnego ludziom jak chleb powszedni, słowa...
A ja mam napisać dla Europy, jak się broni Leningrad − centrum kultury na światowym poziomie. Nie dam rady tego zrobić, dosłownie opadają mi ręce.
Achmatowa siedzi w egipskich ciemnościach, nie może nawet czytać, trwa jak w celi śmierci. Opłakiwała Tanię Guriewicz (wszyscy dziś wspominają Tanię i jej żałują) i tak celnie powiedziała: „Nienawidzę. Nienawidzę Hitlera, nienawidzę Stalina, nienawidzę tych, co zrzucają bomby na Leningrad i na Berlin, wszystkich, którzy prowadzą tę straszną wojnę...”. Ma rację, całkowitą rację! Jedynym słusznym wezwaniem byłoby: „Pobratajcie się! Precz z Hitlerem, Stalinem, Churchillem, precz ze wszystkimi rządami, nie będziemy dalej walczyć, nie potrzebujemy ani Niemiec, ani Rosji, klasa robotnicza sama znajdzie sobie miejsce na tej ziemi, urządzi się, nie trzeba nam ni ojczyzn, ni władzy – sami, sami zadbamy o nasz los”.
Oblężone, wybór i oprac. Agnieszka Knyt, tłumaczenie z rosyjskiego: Agnieszka Knyt, Ośrodek KARTA, Warszawa 2011.
[...] Teraz już naprawdę nie wiem, kiedy się boję, a kiedy nie. Wczoraj, kiedy byłam w „Łzie”, były aż cztery alarmy i bałam się okropnie. Miałam lodowate dłonie, nad nami latały niemieckie samoloty i momentami chciałam krzyczeć: „No już, rzucaj, prędzej, nie mogę już dłużej tak wyczekiwać!”.
Leningrad, 28 września
Oblężone, wybór i oprac. Agnieszka Knyt, tłumaczenie z rosyjskiego: Agnieszka Knyt, Ośrodek KARTA, Warszawa 2011.
Moi drodzy! Pojutrze będziemy witać Nowy Rok. Tysiąc dziewięćset czterdziesty drugi. W Leningradzie jeszcze nie było takiej nocy noworocznej. Nie muszę tłumaczyć JAKIEJ. Każdy z nas sam wie o tym, każdy czuje jej niesamowite tchnienie. A jednak wbrew wszystkiemu niech do naszych ubogich mieszkań przyjdzie święto!
Przecież witamy rok 1942 w NASZYM Leningradzie, bo my razem z armią nie oddaliśmy go Niemcom, nie pozwoliliśmy im wtargnąć do miasta. Jesteśmy w blokadzie, ale nie w niewoli, nie w jarzmie. To już bardzo dużo.
Tak, ciężko nam teraz. Już piąty miesiąc wróg usiłuje zabić w nas wolę życia, złamać ducha, odebrać wiarę w zwycięstwo. Ale my wierzymy... nie, nie wierzymy, my wiemy, że ono nastąpi. [...] Być może nasz obecny przydział chleba, tę nędzną razową kromkę, zobaczymy w gablocie muzeum. I wtedy wspomnimy te dzisiejsze – grudniowe – dni ze zdziwieniem, z czcią, z usprawiedliwioną dumą.
Leningrad, 29 grudnia
Oblężone, wybór i oprac. Agnieszka Knyt, tłumaczenie z rosyjskiego: Agnieszka Knyt, Ośrodek KARTA, Warszawa 2011.
Z zewnątrz słychać buczenie samolotów patrolowych. Czasem ostrzał artyleryjski. [...] Z okien naszego mieszkania na szóstym piętrze widać podziurawione pociskami dachy sąsiednich budynków. I cały czas się denerwuję, tchórzę, kiedy zaczynają się bombardowania i gdy tuż nad głową przelatuje wyjący pocisk. A przecież w Moskwie były takie dni, kiedy pisałam z całą szczerością: „Do Leningradu, bliżej śmierci”. Leningrad istnieje, jest żywy, trwa.
Leningrad, 26 kwietnia
Oblężone, wybór i oprac. Agnieszka Knyt, tłumaczenie z rosyjskiego: Agnieszka Knyt, Ośrodek KARTA, Warszawa 2011.
Ze spokojem mogłabym zapisać: „O moim wczorajszym wystąpieniu mówi całe miasto”. Oczywiście, nie jest tak do końca, ale choćby w Radiokomitecie usłyszałam dzi¬siaj tyle słów uznania i wzruszających podziękowań − od znajomych i nieznanych mi ludzi.
Jakaś starsza kobieta o przerażającym wyglądzie powiedziała: „Wie pani, kiedy czuję, że zatracam ostatnie ludzkie odruchy, ostatki człowieczeństwa, z pomocą przychodzą mi pani wiersze. Zawsze słyszałam je w porę. W grudniu, kiedy umierał mój mąż i – wie pani – nawet zapałek nie mieliśmy, a kaganek co chwila gasł, trzeba było bez przerwy poprawiać knot, a ten spadał do puszki i przygasał, karmiłam męża po ciemku i zaczęłam mu wtykać łyżkę w nos – okropność. Nagle usłyszeliśmy pani wiersze. I wie pani − zrobiło się nam lżej. Byliśmy spokojniejsi. Bardziej dumni... I znów wczoraj leżę − osłabiona, bezsilna, łóżko trzęsie się od huku bomb − leżę pod szmatami, pociski spadają gdzieś niedaleko, jest tak strasznie, ciemno i nagle znów słyszę pani wystąpienie w radiu i wiersze... I czuję, że jeszcze istnieje życie”.
[...] Tak dobrze znam to z własnego doświadczenia, kiedy leżałam bez woli, w kompletnym otępieniu, jak masa leningradczyków leży teraz w swoich ciemnych, zatęchłych kątach. Trwają w ciemnościach, na trzęsących się łóżkach, osłabieni i apatyczni – i jedyny ich kontakt ze światem to radio. I oto biegnie – do tego ciemnego, zapadłego kąta – mój wiersz i ludziom, zrozpaczonym i głodnym, na chwilę robi się lżej. Jeśli dałam im choćby okruch pociechy – nawet ulotnej, iluzorycznej – to znaczy, że moje istnienie zyskało uzasadnienie.
Leningrad, 13 maja
Oblężone, wybór i oprac. Agnieszka Knyt, tłumaczenie z rosyjskiego: Agnieszka Knyt, Ośrodek KARTA, Warszawa 2011.
Opowiem wam, towarzysze, o naszym leningradzkim froncie. Tydzień temu byłam na pewnym przedpolu, w pułku, który tego dnia na rozkaz Rady Wojskowej miał otrzymać sztandar gwardii.
Jechaliśmy przez wiosenny, pełen porannej świeżości Leningrad. Całe miasto było rozsłonecznione, bezludne, na szczęście bardzo ciche i wciąż piękne.
Przy moście, obok dużej fabryki o niedymiących kominach, pierwszy patrol poprosił nas o dokumenty. Póki trwała kontrola, mogłam dokładnie obejrzeć wysoki mur fabryczny: był tu i ówdzie podziurawiony przez odłamki, szczelnie pokryty odezwami i plakatami. Przyszło mi na myśl, że ten mur już teraz, w całości, należy przenieść do muzeum, aby ludzie następnych epok oglądali go z czcią, jak wiecznie żywy kawałek historii.
Nasze mury szepczą, mówią, krzyczą – przecież wprost na murach pisze się to, co ludność powinna wiedzieć, czego się wystrzegać, o czym pamiętać. Wszędzie są odbite z szablonu napisy-instrukcje o zapobieganiu grypie. Mury na Newskim przypominają: „Trzymaj nogi ciepło i sucho”, „W razie podwyższonej temperatury, natychmiast idź do lekarza”.
[...]
A prywatne ogłoszenia na osłonach z drewna?
Dość długo na jednej z zabitych deskami witryn sklepowych przy placu Lwa Tołstoja wisiało takie ogłoszenie: „Do obywateli! Odwożę saneczkami nieboszczyków na cmentarz oraz inne bytowe przeprowadzki”. „Lekką trumnę, jako zbyteczną, odstąpię...” [...]
Leningradczycy przeżyli straszliwą zimę i też dzielnie jak gwardziści, bo utrzymali się na swoich rubieżach. A to niezwykłe rubieże: rubieże życia.
[...]
Orkiestra radiowa zaczęła próby VII symfonii Szostakowicza. Jeszcze miesiąc, półtora, a w notatniku leningradzkim, czyli na jego murach, ukaże się nowa stronica: afisz prawykonania VII symfonii w Leningradzie. Ten afisz będzie wisiał obok pożółkłej zeszłorocznej odezwy „Wróg pod bramami”. Zeszłorocznej? Nie, dzisiejszej. Przecież wróg ciągle jest pod bramami, na ulicy Strajków, tuż-tuż. I co więcej: wiemy, że nie zrezygnował z obłędnej decyzji zdobycia Leningradu. [...]
Słowa zeszłorocznej odezwy brzmią z niesłabnącą siłą: „Niech każdy leningradczyk uświadomi sobie w pełni, że to przede wszystkim od niego, od jego czynów, pracy, męstwa, gotowości do ofiar zależy los miasta, nasz los. Wróg pod bramami! Leningrad znalazł się na froncie!”.
Oblężone, wybór i oprac. Agnieszka Knyt, tłumaczenie z rosyjskiego: Agnieszka Knyt, Ośrodek KARTA, Warszawa 2011.
[...] Niedawno Niemcy szaleńczo ostrzelali naszą dzielnicę, pociski rozniosły w proch sklepik, w którym z Kolą kupowaliśmy zawsze pierogi. Pociski spadły też na nabrzeże przed samym rajkomem – poszłam tam godzinę po ostrzale – aż się nogi pode mną ugięły... Gdyby w pomieszczeniach rajkomu byli ludzie – pokroiłyby ich na kawałki szyby z okien!
Leningrad, 24 czerwca
Oblężone, wybór i oprac. Agnieszka Knyt, tłumaczenie z rosyjskiego: Agnieszka Knyt, Ośrodek KARTA, Warszawa 2011.
Drodzy przyjaciele, pojutrze nadejdzie rok tysiąc dziewięćset czterdziesty trzeci. Drugi Nowy Rok w blokadzie.
Wspomnienia o poprzednim noworocznym święcie, o leningradzkim grudniu czterdziestego pierwszego są ciągle tak bolesne, że strach do nich wracać. Więc nie rozpamiętujmy dziś tych bolesnych szczegółów. [...]
A teraz, na przykład, jeżdżą tramwaje – mamy aż pięć linii. Teraz działa radio, w dwóch czynnych teatrach i w kinie tłok, 3 tysiące leningradzkich mieszkań otrzymało światło elektryczne. I chociaż przez ten czas doszło sporo nowych zniszczeń, miasto wygląda już całkiem inaczej, jest weselsze, ruchliwsze. Żyje, pracuje z wytężeniem, nawet bawi się w chwilach odpoczynku, a przecież wróg ciągle blisko, blokada trwa.
Tak, przez rok uciążliwej blokady nie straciliśmy otuchy ani wiary, przeciwnie – okrzepliśmy, nabraliśmy pewności siebie.
Z punktu widzenia faszystów stała się rzecz niemożliwa, niewiarygodna, której powodu nie mogą zrozumieć. [...] Niszcząc miasto bombami, głodem i chłodem, wróg stawiał na obudzenie w ludności najniższych, zwierzęcych instynktów. Stawiał na to, że zmarznięci, głodni, spragnieni ludzie skoczą sobie do gardła – o kęs chleba, o łyk wody. [...]
Często słyszy się narzekania: „Cóż to za ludzie teraz, obojętni, chciwi, źli”. Nieprawda. To nieprawda! Naturalnie, że nie wszyscy wytrzymali próbę; są egoiści, tchórze, zatwardziałe serca, ale w znikomej ilości. Gdyby ich było więcej, po prostu nie wytrzymalibyśmy i kalkulacje wroga byłyby słuszne.
Zajrzyj do swojego serca, bracie, popatrz uważnie na przyjaciół i znajomych, a przekonasz się, że po ciężkim roku blokady i ty, i oni jesteście lepsi, prostsi, bardziej ludzcy. Przypomnij sobie, ile razy dzieliłeś się z kimś ostatnim kawałkiem chleba, ile razy dzielił się z tobą ktoś inny i jak na czasie była ta braterska pomoc. […]
Pozostaliśmy ludźmi, a życie, zamiast je znienawidzić, kochamy jeszcze bardziej. Kochamy do ostatnich granic tej miłości – do pogardy śmierci.
Oblężone, wybór i oprac. Agnieszka Knyt, tłumaczenie z rosyjskiego: Agnieszka Knyt, Ośrodek KARTA, Warszawa 2011.
Leningradzie! Towarzysze broni, przyjaciele drodzy!
Blokada już przełamana!
Długo czekaliśmy na ten dzień. Wierzyliśmy, że przyjdzie. Wiedzieliśmy o tym nawet w najstraszniejszych miesiącach – styczniu i lutym ubiegłego roku. Nasi zmarli w tym okresie przyjaciele, nasi bliscy, ci, których nie ma przy nas w tych szczęśliwych chwilach, umierając powtarzali uparcie: „Zwyciężymy”. Dali życie za honor, ocalenie, wolność Leningradu.
A my nawet nie byliśmy w stanie płakać, chowając ich w zamarzłej ziemi, we wspólnych grobach, zamiast pożegnalnego słowa składaliśmy im przysięgę: „Blokada będzie przełamana. Zwyciężymy”. Puchliśmy i czernieli z głodu, padali na zmasakrowanych przez wroga ulicach i tylko wiara w wyzwolenie trzymała nas przy życiu. A każdy z nas, patrząc śmierci w oczy, harował dla obrony miasta, każdy wiedział, że przyjdzie chwila, kiedy nasze wojsko przełamie blokadę.
Tak żyliśmy. I ta chwila przyszła w nocy z 18 na 19 stycznia 1943.
Jeszcze trzeba dużo przetrzymać. Ale przetrzymamy wszystko. Zwłaszcza teraz, kiedy siły nasze już są wypróbowane.
Wiemy, że dziś komunikatów o przełamaniu blokady słucha z dumą, ze łzami szczęścia cała Rosja, cały Wielki Ląd. Witaj, Wielki Lądzie! Pozdrawiamy cię z wyzwalającego się Leningradu. Dzięki ci, Wielki Lądzie, za twoją pomoc. Bądź pewien, że nie szczędząc sił, będziemy walczyli o całkowitą likwidację okrążenia i wolność całej ziemi radzieckiej.
Leningrad, 18/19 stycznia
Oblężone, wybór i oprac. Agnieszka Knyt, tłumaczenie z rosyjskiego: Agnieszka Knyt, Ośrodek KARTA, Warszawa 2011.
Jesienią 1943 na moim domu, podobnie jak na tysiącach innych, pojawił się nowy napis – białe litery w granatowym kwadracie: „Obywatelu, przy ostrzałach artyleryjskich ta strona ulicy jest najbardziej niebezpieczna”.
Tak, my już dokładnie wiemy, która strona jest najbardziej niebezpieczna, które ulice są najbardziej ostrzeliwane, na jakich placach, jakich przystankach tramwajowych najgęściej padają pociski – przecież żyjemy tak długo pod nieustannym ostrzałem. Dwa i pół roku z górą hitlerowcy trzymają na muszce nasze miasto, a więc każdego z nas.
Nawet i teraz – nie zdążyłam napisać dwóch akapitów, a już słyszę charakterystyczny świst pocisku (to ciężki, burzący), wybuch i długi huk (tak, to ciężki kaliber, co najmniej 200 milimetrów, bo wybuch bardzo silny, a łoskot obwaliska trwa i trwa). Jest noc, godzina 0.18... Jeszcze świst i wybuch, już bliżej. Trzeba wyjść z pokoju, bo leży właśnie od „najbardziej niebezpiecznej” strony ulicy. [...]
Jest noc, godzina 0.26. W ciągu ośmiu minut, póki pisałam, zginęły dziesiątki ludzi, legły w gruzach dziesiątki mieszkań. O kilkaset metrów ode mnie, w mroku, w zimnie, płynie krew, płaczą dzieci, a służba sanitarna, oświetlając latarkami to, co dopiero przed chwilą było spokojnie uśpionym domem, wydobywa spod gruzów zabitych, rannych i „składa ludzi”... Mamy nawet taki termin: „złożyć człowieka”, czyli zebrać do kupy jego po¬szarpane szczątki.
Spiker powtarza znowu: „Artyleryjski ostrzał dzielnicy trwa”. Już nie liczę wybuchów.
Ostatnio Niemcy coraz częściej stosują ostrzały nocne. Zresztą, to tylko jeden z licznych sposobów uśmiercania. Od dwóch i pół roku z szatańską premedytacją wynajdują coraz to inne. Wielokrotnie zmieniali taktykę ostrzeliwań. Cel jest jeden: zabić jak najwięcej ludzi.
Czasem ostrzał ma charakter dzikiego ogniowego nalotu – wpierw na jedną dzielnicę, potem na drugą, trzecią i tak dalej. Czasem do wszystkich dzielnic miasta bije od razu po osiemdziesiąt baterii. Czasem kropnie ogień z kilku dział, potem następuje półgodzinna przerwa, żeby ludzie zwabieni ciszą wyszli na ulicę i żeby znowu można było ich zmasakrować powtórną serią pocisków. Takie ostrzały aplikuje się zwykle kilku dzielnicom naraz: trwają, jak ten na początku grudnia, do 10 godzin albo i dłużej. W lecie były kanonady po 26 godzin z rzędu.
Wróg ostrzeliwuje miasto rano i wieczorem, wiedząc, że ludzie wtedy idą do pracy, względnie wracają do domu. W tych godzinach wali przeważnie szrapnelami, żeby zabić na miejscu. Szrapneli używa także w dni świąteczne, kiedy ludzie wychodzą się przejść. [...]
Leningradzkie męstwo budzi powszechny zachwyt. Ale czy wszyscy rozumieją, co znaczy? Niektórym się wydaje, że zobojętnieliśmy na wybuchające pociski. Pewna moskwiczanka nawet powiedziała mi: „Wyście się już przyzwyczaili do ostrzałów”. To brednia. Jesteśmy tylko ludźmi. Nie można zobojętnieć, nie można przyzwyczaić się do śmierci, nawet gdy zagraża ciągle od dwóch i pół roku.
Leningrad, 20 grudnia
Oblężone, wybór i oprac. Agnieszka Knyt, tłumaczenie z rosyjskiego: Agnieszka Knyt, Ośrodek KARTA, Warszawa 2011.
Składamy i przyjmujemy gratulacje, wymieniamy się uściskami i radością... Mam nadzieję, że słuchaliście wczoraj rozkazu [marszałka Leonida] Goworowa [dowódcy Frontu Leningradzkiego] i salwy z Leningradu, która uczciła ostateczne zniesienie blokady. Nie wiem, jak było słychać w radiu, ale rzeczywiście salwy honorowe zapierały dech w piersiach, nie można ich porównać z moskiewskimi – od razu było widać, że salutuje miasto, które całe było frontem, Leningrad.
Staliśmy z Jurką koło budynku Dumy Miejskiej, ryczeliśmy z radości, całowaliśmy się i patrzyliśmy na miasto, które było widoczne do najmniejszego zaułka – poranione, pogruchotane, ale mimo wszystko wspaniałe... Po raz pierwszy od wybuchu wojny zobaczyliśmy Newski Prospekt – wieczorem, oświetlony... Przypominało to trochę, co prawda, łuny w czasie jesiennych bombardowań. Ale wtedy było to złowieszcze światło, a wczoraj – wesołe, migoczące, jakieś odświętne.
Cieszyliśmy się, ale i płakaliśmy.
Leningrad, 28 stycznia 1944
Oblężone, wybór i oprac. Agnieszka Knyt, tłumaczenie z rosyjskiego: Agnieszka Knyt, Ośrodek KARTA, Warszawa 2011.